forum anoreksja bulimia, forum zaburzenia odżywiania, kompulsywne objadanie się forum

Forum psychologiczne dotyczące zaburzeń odżywiania oraz innych zaburzeń psychicznych.

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

#1 2010-04-26 00:01:40

adamu

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2010-04-25
Posty: 8
Punktów :   

Kiedy potwór znika 4

Jedyną nadzieją jest wizja śmierci?

Mówię tylko, że tak bywa. Inny przykład: dorosła córka miała wypadek i matka zaczęła się nią opiekować. To jest drugi typ sytuacji, kiedy słyszę podobne opowieści.

Jak osiągnąć coś podobnego metodami terapeutycznymi?

Podstawowa strategia to stworzenie możliwości odreagowania uczuć, które nie mogły się wcześniej ujawnić. Często dopiero podczas terapii człowiek dociera do prawdziwych uczuć, jakie żywi wobec matki. Istnieje na przykład w naszej kulturze zakaz złoszczenia się na matkę, więc przeżywając to niedozwolone uczucie, dziecko zamiast złości czuje strach, który trwa w dorosłości. Podtrzymują go jeszcze wspomnienia z dzieciństwa, kiedy matka wszystko mogła, a dziewczynka nie mogła nic. Otóż kiedy się o tym strachu opowie, kiedy ma on szansę znaleźć jeszcze jakiś fizyczny wyraz, np. przez drżenie, to robi się miejsce na następne uczucie, które się za strachem kryje. Tym uczuciem bywa złość - chociaż ta kobieta mogła w ogóle nie być jej świadoma. Często podczas pracy w grupie prosimy kogoś z uczestników, żeby reprezentował matkę. Wtedy osoba, która się na to zdecyduje, może jej powiedzieć różne rzeczy niewypowiedziane do własnej matki. Mówię na przykład: 'Niech każde zdanie zaczyna się od » Mamo, mam do ciebie żal «'. Kobieta zaczyna to mówić, stopniowo się rozkręca, może nawet wymachiwać pięściami, a na koniec wybucha: 'Ale ja cię tak kocham'. I okazuje się, że pod złością jest rozpacz, że nie była kochana. Złość tylko ją przykrywała.

Jak zachowuje się osoba, która odgrywa czyjąś matkę?

Proszę ją przede wszystkim, żeby reagowała spontanicznie. Słucha tego wybuchu emocji, tej złości, rozpaczy, czasem słyszy pytania. Jeśli znajduje w sobie jakiś oddźwięk, powinna z niego korzystać, mówić po prostu to, co jej przychodzi do głowy. Często te kobiety, które grają matkę, mówią: 'Przepraszam', albo wyciągają ręce i ze słowami: 'Kocham cię', przytulają tę osobę. Wtedy ona dostaje chociaż ułamek tego, czego potrzebowała i za czym tęskniła przez całe życie. Terapia stwarza możliwość, żeby przez parę chwil mogła to poczuć.

Ale to przecież czysta iluzja. Fikcja. W rzeczywistości prawdziwa matka nigdy by tak nie zareagowała.

Po pierwsze, nie wiadomo, czasem nie da się tego sprawdzić, bo matka nie żyje. Po drugie, to jest fikcja, ale tylko na poziomie faktów - na poziomie emocjonalnym to nie jest fikcja. Czasem wystarczy, że obca kobieta obok powiedziała: 'Jestem z ciebie dumna' - czego nie można się było doczekać przez całe życie, i jakaś rana emocjonalna się zabliźnia. Są na przykład niekochane córki, które przyjaźnią się z dużo starszymi od siebie kobietami. Widać, że przenoszą na nie swoje uczucia do matki, i to jest bardzo konstruktywne. W ten sposób mają szanse doświadczać wielu pozytywnych emocji. Kiedy oglądamy film, w którym dzieje się coś, o czym zawsze marzyliśmy, zdarza się nam płakać. Dlaczego? Bo odreagowujemy własny ból. Na tym w dużym stopniu opiera się psychoterapia, że możliwe jest domykanie różnych problemów z innymi osobami niż te, które je spowodowały.

Ale my potrzebujemy, żeby ta nasza prawdziwa matka, która nas zawsze zawodziła albo upokarzała, teraz wzięła na kolana i przytuliła. Albo przynajmniej powiedziała: "Córeczko, przemyślałam wszystko i zrozumiałam swój błąd".

To są oczekiwania księżycowe, nierealne.

Można przepracować coś bez konfrontacji z właściwą osobą?

Tak. Bez oczekiwania na jej reakcję, bez oczekiwania, że ona coś zrozumie. Czasem muszę pomóc jakiejś kobiecie przejść przez dotkliwy ból. Mówię: 'Siedź i powtarzaj tak długo, aż wszystkie łzy z ciebie wypłyną: » Mamo, ja wiem, że już nic od ciebie nie dostanę. Już nic «'. Konieczne jest pogodzenie się z realną sytuacją, to jest cena za dorosłość.

Dlaczego to częściej córki chodzą do terapeuty, a nie matki?

Może jakieś znaczenie ma to, że psychoterapia jest płatna? Najważniejsze jest to, że może ona spowodować przewartościowanie całego życia. A to bardzo trudne, bo taka kobieta nie ma pewności, czy to rzeczywiście jest proces leczenia, czy całe to cierpienie związane ze zmianą zmierza do budowania pomostów. A może już zawsze będzie tak bolało? A może ostatecznie skłóci się z córką?

Łatwiej jest córce, która ma 40 lat, wybaczyć nawet bez skruchy ze strony matki, niż matce, która jest u schyłku życia, przyznać się, że popełniła błąd? Gdy człowiek przychodzi na terapię w połowie swojego życia, to jeszcze jest w stanie zmienić jego bilans. Natomiast gdy ma już, powiedzmy, 70 lat, myśl o tym, że miałby zanegować całe swoje życie, jest paraliżująca. Ale to nie są świadome procesy, to nie jest cyniczne kalkulowanie: nie będę tego dotykać, bo to boli. To się dzieje podświadomie. Z tym że nie jest to żadna reguła, może po prostu starsze osoby potrzebują innego motywowania. A może terapeuci powinni mieć w ich sprawie więcej optymizmu? Mam zaprzyjaźnioną panią, która w wieku 80 lat poszła na ustawienia hellingerowskie i dało jej to dużą satysfakcję.

Zresztą może się okazać, że zanim taka 70-letnia kobieta zmierzy się ze swoim konfliktem z własną córką, musi załatwić sprawy ze swoją matką. Bo jej samej, niezależnie od wieku, trudno utrzymać się na dojrzałej pozycji i na dorosłych zasadach rozmawiać z córką. Sama nie mam dużego doświadczenia pracy ze starszymi osobami, ale z kilkoma po siedemdziesiątce pracowałam i miały one takie same rezultaty jak te znacznie młodsze.

Często córka byłaby gotowa sponsorować taką terapię, ale jak zachęcić matkę do pójścia do psychoterapeuty? Dla ludzi starej daty psychoterapeuta to podobna fanaberia jak chirurg plastyczny.

Myślę, że mogą tu zadziałać proste argumenty: słowa nadziei, zapewnienie, że sytuacja będzie się poprawiać. Warto powiedzieć: 'Mamo, nie spodziewasz się tego, ale bardzo prawdopodobne, że będziesz po terapii dużo szczęśliwsza. Może też między nami będzie więcej zrozumienia i miłości'. Mówiłabym o zadowoleniu, szczęściu, zrozumieniu. Przekonanie, że osoby 70-letnie są zamknięte i niczego takiego już nie pragną, jest niesłuszny. Ceną za otwarcie się na to, jak realnie wyglądało ich życie, może być duży ból, ale nagroda jest tego warta. Te przeżycia są bardzo intensywne, a poczucie kompletnej odnowy kontaktu jest niebywałym źródłem energii. Takie osoby stają się szczęśliwe.

Nawet gdy mało jest czasu, żeby się tym szczęściem nacieszyć?

Osoba 70-letnia może mieć przed sobą jeszcze 20 lat życia bogatego w ważne emocje. Ale nawet jeżeli ma to być pięć lat, dwa czy rok - to i tak warto być w zgodzie ze sobą i z najbliższymi. I w takim stanie przeżyć schyłek życia. Starsze osoby, które są w kontakcie ze swoimi emocjami, które rozumieją swoje życie, przyciągają innych. Drzwi się u nich nie zamykają. Nie są samotne, do takich ludzi lgną też młodzi.
Źródło: Wysokie Obcasy

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plmaterace koło wynajem autobusów Piła mangowcymmz